cił, by uniknąć okropnego skandalu, tak wzburzony strasznym zamieszaniem i kłopotami, panującemi w domu siostrzeńca, niegdyś tak zamożnym i kwitnącym, że doznał dojmującego wyrzutu, jak gdyby poniekąd on sam był odpowiedzialnym po trosze za to wszystko, co się tam działo od czasu, jak postanowił usunąć się od nich przez egoizm, nie chcąc zamącać sobie spokoju. Ale najwięcej ujęła go za serce wnuczka Andrea, urocza dziewczynka, kończąca lat osiemnaście, panna już na wydaniu, która sama jedna byłaby wystarczyła teraz do utrzymania go w tym domu, tak przejmowało go do głębi serca to opuszczenie niebezpieczne, w jakiem ją zastawał.
Ojciec jak dawniej pędził dalej życie po za domem. Matka, Walentyna, zaledwie oprzytomniała po okropnych przejściach ostatecznego zerwania z Santerrem, który znużony ponoszeniem ciężarów małżeństwa, bez możności korzystania z jego przywilejów, zdecydował się wreszcie zaślubić kobietę starą, bardzo bogatą; był to koniec logiczny tego podstępnego eksploatatora kobiet, z duszą nizką i żarłoczną, skrywającą się po za maską pesymistycznego literata, piętnującego głupotę społeczeństwa w rozkładzie. Walentyna, lękająca się w czterdziestym trzecim roku, że już nie znajdzie miłości, oddała się jeszcze gorliwiej dewocyi, gdzie też znalazła, jak się zdawało, natychmiastową niemal pociechę w towarzystwie
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/800
Ta strona została skorygowana.