do porzucenia miejsca w muzeum, cóż wtedy stałoby się z nimi, gdyby obok kilkuset franków emerytury, ona nie prowadziła dalej swego handlu? A przytem dziwnie nie mieli szczęścia: przyszła naprzód śmierć pierwszego dziecka, potem spóźnione urodzenie się drugiego, powitanego bezwątpienia namiętną radością, ale niemniej przeto stanowiącego dla ich bark ciężar wielki teraz zwłaszcza, kiedy musieli postanowić, że je wezmą do siebie. Tak zastał ją Mateusz, wzruszoną bardzo oczekiwaniem, na progu sklepiku, z okiem wlepionem w dal ulicy.
— To Celestyna pana tu przysyła... Nie, La Couteau nie przybyła jeszcze. Ale dziwi mnie to, spodziewam się jej lada chwilę... Może pan zechcesz wejść i usiąść.
Wymówił się widząc, że jedyne krzesło tamowało i tak przejście w wązkim pasku miejsca przed sklepową ladą, gdzie zaledwie mieściły się stojące już trzy klientki. Po za oszklonem przepierzeniem widać było w głębi pokoik ciemny, gdzie mieszkało małżeństwo, będący równocześnie kuchnią, jadalnią i sypialnią, który zapożyczał nieco powietrza tylko z wilgotnego podwórka, podobnego raczej do otworu ścieków.
— Jak pan widzi, nie mamy wcale miejsca do zbytku. Ale płacimy tu komornego tylko osiemset franków a za tę cenę gdzież znaleźlibyśmy sklep inny? Nie licząc już, że przez lat dwadzieścia wyrobiłam sobie w tej dzielnicy trochę sta-
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/807
Ta strona została skorygowana.