Strona:PL Zola - Płodność.djvu/808

Ta strona została skorygowana.

łej klienteli... O! ja się tam nie skarżę, nie jestem gruba, dla mnie zawsze dość tu jest jeszcze przestrzeni. A mąż znów siedzi tu tylko wieczorem; wtedy siada tam w fotelu i pali sobie fajkę, to też nie czuć zbyt tej ciasnoty. Dogadzam mu o ile mogę a on znów jest tak rozsądny, że nie żąda więcej... Ale z dzieckiem to będzie nam niemożliwe.
Wspomnienie pierwszego chłopca, małego Piotrusia łzami napełniło teraz jej oczy.
— Patrz pan! już minęło od tego czasu lat dziesięć. Widzę jeszcze La Couteau, jak mi przyprowadza malca, tak samo jak za chwilę przyniesie mi tego drugiego. Tyle mi opowiadano o zdrowem powietrzu w Rougemont, o hygienicznym trybie życia i rumianych policzkach mego chłopca, że pozostawiłam go tam do lat pięciu, martwiąc się swoją drogą tem, że nie mam tu dla niego miejsca. Ileż to podarków wyłudziła odemnie mamka, ileż ja wydałam na to pieniędzy, mój Boże! nie możesz pan sobie wyobrazić tego, prawdziwa to była dla nas ruina. A potem nagle zaledwie miałam czas sprowadzić go do siebie, oddano mi dziecko tak wychudłe, tak blade, tak słabe, jak gdyby nigdy w życiu nie jadło kawałka zdrowego chleba. We dwa miesiące później umierało na mojem ręku... Ojciec odchorował to, panie, a gdyby nie to, żeśmy przywiązani byli do siebie oboje,