Strona:PL Zola - Płodność.djvu/809

Ta strona została skorygowana.

zdaje mi się, że poszlibyśmy chyba rzucić się do wody.
Powróciła zgorączkowana, z oczyma z łez jeszcze nie otartemi na próg sklepu, rzucając ztamtąd znów wyczekujące namiętnie spojrzenie w głąb ulicy. Nie dojrzała nic jeszcze i zaczęła mówić dalej:
— Pojmiesz pan więc, jakiego doznaliśmy wzruszenia, kiedy przed dwoma laty urodziłam znów chłopca, choć już minęło mi lat trzydzieści siedem. Szaleliśmy formalnie z radości, jak młode małżeństwo. Ale ileż, to z drugiej strony kłopotów, ile troski Trzeba je było również odesłać na mamki, skoro niepodobieństwem dla nas było zatrzymać je przy sobie. A choć poprzysięgaliśmy sobie, że go nie oddamy do Rougemont, w końcu przyszliśmy do przekonania, że przynajmniej znamy już tę miejscowość, że nie będzie mu tam gorzej jak gdzieindziej; tylko oddałam je teraz do La Vimeux, nie chcąc już słyszeć o Loiseau, która mi przywiozła mego Piotrusia w tak okropnym stanie. I na ten raz też, kiedy chłopiec skończył dwa lata, nie słuchałam już żadnych przyrzeczeń, żadnych obietnich świetnych, zażądałam koniecznie, aby mi go przywieziono, ani już myśląc o tem gdzie go pomieszczę... Czekam teraz już od godziny i drżę cała, tak się wciąż obawiam jakiejś katastrofy.
Nie mogła już usiedzieć w sklepie, wciąż stała u drzwi, wyciągnąwszy szyję, z oczyma wlepio-