nemi tam, w skręt ulicy. Nagle krzyknęła z głębi piersi:
— Ach! wreszcie idą!
Bez pośpiechu, z miną nadąsaną, zmęczona, zasapana, weszła La Couteau, złożyła uśpione dziecko na ręku pani Menoux i rzekła:
— Zaręczam, że pani Jurek waży sporo. O tym nie powiesz pani, że ci go oddają chudego jak szkielet.
Cała drżąca, z uginającemi się pod nią ze zbytku radości nogami, matka musiała aż usiąść, zatrzymawszy dziecko na kolanach, całując je, badając coprędzej, czy zdrowe jest, czy żyć będzie.
Miało ono twarz szeroką, cokolwiek bladą, zdawało się tłuste, jakby nabrzękłe. Ale skoro je odwinęła rękoma, drżącemi z niepokoju, uznała, że rączki i nóżki ma drobne a brzuch wielki.
— Brzuszek ma bardzo duży — szepnęła, nie śmiejąc się już i spochmurniała pod wpływem nowej obawy.
— Skarżże się pani jeszcze! — wrzeszczała La Couteau. Tamto było za chude, to znów za tłuste... Te matki nigdy nie będą zadowolone.
Od pierwszego rzutu oka, Mateusz poznał jedno z tych dzieci, żywionych papką, opychanych przez oszczędność chlebem i wodą, ofiar skazanych na wszelkie cierpienia żołądkowe w najwcześniejszem dzieciństwie. I wobec tej nieszczęsnej istoty, straszliwe Rougemont, z całą
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/810
Ta strona została skorygowana.