Strona:PL Zola - Płodność.djvu/819

Ta strona została skorygowana.

mogła się pogodzić z tą myślą. Może to tylko plotki.
— Plotki, proszę pani, o nie! skoro ja zobowiązałam się zająć jakąś sprawą, zabieram się do niej na seryo... Widziałam żandarmów. Przeszukiwali całą okolicę i to już rzecz pewna, że Aleksander Honoryusz nie pozostawił nikomu swego adresu, odjeżdżając z trzystoma frankami.
Dotąd jeszcze ucieka. Że tak jest, za to, proszę pani, dam sobie uciąć rękę.
Dla Konstancyi był to cios nowy; to dziecko, które wyobrażała sobie, że już odnalazła, dziecko o którem marzyła, na którem opierała tyle projektów odwetu niewyznanych dotąd, nie dających wyznać się jeszcze, nagle wymyka się jej i ginie gdzieś w jakimś podejrzanym mroku. Przejęło ją to, wzburzyło jako dziwna losu zaciekłość, nowa porażka, nie dająca się naprawić. I teraz ona już sama poczęła rozpytywać dalej.
— Widzieliście się tylko z żandarmami a polecono wam wybadać wszystkich.
— Tak też i zrobiłam, proszę pani. Widziałam się z nauczycielem, rozmawiałam z innymi majstrami, u których terminował ten chłopiec. Wszyscy powiedzieli mi, że on niewiele wart, nauczyciel przypomina sobie, że to kłamca i brutal. A teraz jeszcze na dobitkę pokazało się, że i złodziej... Ja, proszę pani, nie mogę przecież