Strona:PL Zola - Płodność.djvu/825

Ta strona została skorygowana.

u stolika, wycinając i zlepiając pudełka; chłopczyk nawet, powróciwszy właśnie ze szkoły, usadowiony na wysokiem krzesełku między niemi, poważnie wycinał coś nożyczkami, przekonany, że pomaga im w robocie.
— Ach! to pan, ach! jaki pan dobry, że przyszedł nas odwiedzić! Piąty już dzień jak nikt nie przyszedł do nas. Nie skarżymy się na to bynajmniej. Tak jesteśmy tu szczęśliwe same!... Irina, odkąd wyszła za mąż za urzędnika, gardzi nami. Eufrazya nie może już schodzić ze schodów. Wiktor mieszka gdzieś strasznie daleko z żoną. A co do tego nicponia Alfreda, ten nie zachodzi tu nigdy w innym celu, jak po to chyba, aby przepatrzyć, czy tu ukraść nie ma czego... Mama była przed pięciu dniami, żeby nam opowiedzieć, że poprzedniego dnia ojciec omało nie został zabity w fabryce. Biedna mama! tak wyczerpana jest i znużona życiem, że niezadługo trudno jej będzie stawiać nawet nogi.
Kiedy mówiły tak obie naraz, przerywając sobie wzajem słowa, kończąc jedna za drugą rozpoczęte zdania, Mateusz przyglądał się Norynie, której pośród tego życia regularnego i spokojnego powróciła w trzydziestu sześciu latach świeżość uspokojona, pełnia dojrzałości wspaniałego owocu, ozłoconego słońcem. I Cecylia nawet, choć tak szczupła, co pozostała niedojrzałą dziewczynką na zawsze, nabrała siły, przytyła cokol-