Strona:PL Zola - Płodność.djvu/836

Ta strona została skorygowana.

stoletnia świeci wysoką mądrością... Co do dwu starszych, dostojnych bliźniaków, potężnych panów Błażeja i Dyonizego, zabierzemy ich z Janville od pani Desvigne, skoro tam na nas oczekują.
Tryumfowała z poprowadzenia pomysłu, tańczyła, śpiewała, klaszcząc w dłonie.
— Ach! jeśli chodzi o piękny orszak, to zdaje mi się, że ten będzie pięknym! Tak ją nagliła do pośpiechu ta uciecha, że zebrała cały swój orszak daleko wcześniej, niż było potrzeba i stanęła z nim w Janville już o wpół do dziesiątej. Chodziło przecież o zabranie ztamtąd reszty rodziny.
Dom, gdzie schroniła się pani Desvigne po śmierci męża i który zajmowała od lat już dwunastu, żyjąc z szczupłej renty, ocalonej z majątkowej klęski, bardzo spokojny, leżący na uboczu, stał odedrogi pierwszy z wsi całej. Od tygodnia starsza córka pani Desvigne, Karolina, z którą ożenił się Błażej, przybyła tu na pobyt miesięczny, z dwojgiem swych dzieci, Bertą i Krysztofem, którym potrzebne było świeże powietrze wiejskie; w wigilię zaś dnia tego wieczorem przybył i Błażej do rodziny, porzucając fabrykę do poniedziałku, rad, że spędzi z nimi niedzielę.
Radość to była nielada dla młodszej siostry, Marty, ilekroć starsza zjeżdżała tak na pobyt kilkotygodniowy w dawnem gniazdeczku, przywożąc z sobą dzieciaki i pomieszczała się w pa-