nieńskim swym pokoiku, w którym ustawiano teraz dwie kołyski. Rozpoczynały się napowrót dawne śmiechy i zabawy, poczciwa pani Desvigne nie snuła już innych rojeń, cała oddana dumie ze swej godności babki, prócz tego aby i dalej tak mądrze dokonała swego zadania, wydając za mąż z kolei teraz Martę.
I rzeczywiście przez chwilę zdawać się mogło, że obchodzić przyjdzie w Chantebled potrójną uroczystość weselną zamiast podwójnej. Dyonizy, który wyszedłszy ze szkoły specyalnej, oddał się był nowym studyom nauk technicznych, często przyjeżdżał na noc na folwark, co niedziela widując się z Martą, rówieśniczką Róży, nierozłączną z nią, tak, że je zwano powszechnie „inseparabilkami;“ a młoda dziewczyna, jasnowłosa jak jej siostra, ale inteligentniejsza i praktyczniejsza od niej, obdarzona chłodnym rozumem, oczarowała go do tego stopnia, że zdecydował się z nią ożenić bez posagu nawet, odkąd odkrył w niej przymioty cenne dla towarzyszki życia, takie, które dopomagają do zrobienia znacznego majątku.
Tylko w swych pogadankach miłosnych, oboje byli tak rozsądni, tak pełni pogodnej ufności, że nie objawiali bynajmniej niecierpliwości, nie dążyli do śpiesznego połączenia; on zwłaszcza rozważny, metodyczny, nie chcący narażać szczęścia kobiety, zanim będzie w możności zapewnienia jej stałej a pewnej pozycyi w świecie.
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/837
Ta strona została skorygowana.