tego batalionu, wciąż wzrastającego, który zczasem zamieni się w całą już armię.
To był dopiero początek, w przyszłości zobaczą jak wzrastać będzie ten zastęp, jak się rozmnoży wnukami i synami wnuków. Będzie ich pięćdziesiąt, będzie ich sto, będzie ich dwieście ku szczęściu i piękności świata. I do tego zdumienia, do tej wesołej pobłażliwości Janville, jakie budziła liczna ta rodzina, niemało bez wątpienia przyczyniał się bezwiedny hołd dla tej siły i zdrowia, co stwarzają wielkie ludy.
— Zresztą teraz mamy tu już tylko przyjaciół — zwrócił uwagę Mateusz. Wszyscy nas tu lubią.
— O! wszyscy! — szepnęła Róża. — Przypatrz się, ojcze, tylko Lepailleurom tam, przed tym barakiem.
W samej rzeczy była tam i rodzina Lepailleurów, ojciec, matka, Antoni, Teresa. Aby nie widzieć Fromentów udawali, że się niezmiernie pilnie przyglądają grze w loteryę, obracającej się dokoła piramidzie, obstawionej ogromną ilością porcelany o jaskrawych malowidłach. Zresztą już im się od dość dawna nie kłaniali; skorzystali z jakiegoś drobnego sporu, aby zerwać wszelkie z nimi stosunki, do takiej wściekłości bezsilnej doprowadzała ich nieprzerwana pomyślność sąsiadów. Lepailleur uważał kreacyę Chantebled za osobistą zniewagę, nie zapomniał bowiem jeszcze swoich drwin, swoich przepowiedni
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/842
Ta strona została skorygowana.