— Ale gdzież mogła się podziać ta przeklęta włóczęga? — wrzeszczała wciąż Lepailleurowa. Nie można jej spuścić z oczu na chwilę, bo zaraz gdzieś znika.
Antoni wyciągnął szyję z po za baraku z porcelaną, powracał powłócząc nogami, z rękami wciąż w kieszeniach, z uśmiechem szyderczym na ustach.
— Patrzno tam, mamo. Już to tam na dobre znów idzie.
I po za barakiem matka przyłapała Terenię i Grzegorza znów razem. On trzymał jedną ręką swój rower, widocznie objaśniając jego mechanizm dziewczynie; ona tymczasem, przejęta zachwytem i pożądliwością, przypatrywała się maszynie gorejącemi oczyma. Nie mogła oprzeć się pragnieniu i podnosił ją w górę rozpromieniona, śmiejącą, by choć na chwilkę posadzić na siodełku, kiedy straszliwy głos matki wybuchnął:
— Przeklęta łajdaczko, co ty tam wyrabiasz znowu? Wrócisz ty mi tu natychmiast, albo chcesz może, żebym ja tam z tobą przyszła się porachować!
Mateusz, który spostrzegł tę całą scenę, odwołał również surowo Grzegorza.
— Idź odprowadź twój rower tam, gdzie stoją inne; a wiesz dobrze, com ci zakazał i proszę, niech mi się to nie powtarza.
Było to wypowiedzenie wojny. Lepailleur, nie zastanawiający się, burknął pogróżkami i nieprzy-
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/847
Ta strona została skorygowana.