Strona:PL Zola - Płodność.djvu/861

Ta strona została skorygowana.

jeżdżać pierwszym pociągiem jutro rano o siódmej. A Róża odprowadzając panią Desvigne i jej córki aż do drogi, wołała za niemi jeszcze pośród nocy: do widzenia, do widzenia, niezadługo, cała podniecona jeszcze ostatniemi chwilami wesołości tej schadzki; drugą naznaczyła sobie rodzina na bliskie weselne gody.
Jednakowoż, ani Mateusz, ani Maryanna nie położyli się zaraz jeszcze. Nie chcąc nawet między sobą mówić o tem, zauważyli oboje, że Róża była jakaś szczególniejsza, że oczy miała zamdlone a w twarzy wyraz upojenia. Zachwiała się znowu, powracając do domu, nakłonili ją, żeby się zaraz położyła do łóżka, jakkolwiek skarżyła się tylko, że jej brak trochę tchu, nie więcej. Potem, kiedy już poszła do swego pokoju, który sąsiadował z ich sypialnią, czuwali jeszcze, matka chodziła kilka razy zapewnić się, czy jest dobrze nakryta, czy śpi spokojnie, ojciec zaś czuwał długo niespokojny i zamyślony przy lampie. Nakoniec usnęła i oboje wówczas, pozostawiwszy drzwi komunikacyjne otworem, rozmawiali przez chwilę jeszcze półgłosem, chcąc się uspokoić wzajem: nic nie będzie złego, jedna dobrze przebyta noc wystarczy w zupełności. Położyli się i oni z kolei; cały folwark uciszył się, uśpiony aż do pierwszego piania koguta. Ale około czwartej, przed świtem, nagły jęk głuchy, stłumiony: „Mamo! mamo!“ zbudził małżon-