podchodzącej do niego na cmentarzu i mówiącej mu banalne jakieś słowa pociechy, kiedy w jej oczach tymczasem zdało mu się, że dojrzał błysk obmierzłego tryumfu.
Co mówiła? nie wiedział już. Oczywiście jakieś słowa odpowiednie do sytuacyi, tak samo jak zachowanie jej było całkiem poprawne, strapionej kuzynki. Ale inne palące wspomnienie wciąż powracało mu, wspomnienie słów jej w dniu kiedy przyrzekała być obecną na dwu weselach, życząc mu z goryczą na ustach, by im dalej tak sprzyjała pomyślność dotychczasowa, przywiązana do Chantebled. A teraz ot z kolei i w nich uderzył piorun, w tych Fromentów, tak płodnych, tak szczęśliwych! i kto wie, czy ta ich pomyślność, nie skończyła się na zawsze! Przeciągły dreszcz wstrząsnął jego ciałem, zachwiała się w nim wiara w przyszłość, przejęła go obawa, że ta pomyślność, ta płodność dotychczasowa jest przerwaną, że Bóg wie, czy ich nie utracą teraz, kiedy wyłom już został otwarty