Strona:PL Zola - Płodność.djvu/888

Ta strona została skorygowana.

kowego. Zresztą nie używało się jej jak w pewne dni określone. Zazwyczaj szeroka usuwana tafla bywała zamknięta; kiedy zaś aparat funkcjonował, jeden z robotników, specyalnie wyznaczony do pilnowania, stał przy nim, nadzorując robotę.
— Ostrożnie! ostrożnie! — powtarzał Morange zlodowaciały, nieprzytomny.
Winda z całą taflą podłogi była spuszczona na dół, olbrzymi otwór rozwierał się u stóp ich, czarny próżnią. Żadnej barjery, nic, coby ostrzegało, coby przeszkodzić mogło straszliwemu skokowi. Deszcz wciąż z pluskiem bił o szyby, ciemność stawała się tak kompletną w galeryi, że szli przez nią na oślep tylko, nie widząc nic przed sobą. Krok jeden więcej a byliby spadli w przepaść. Cudem tylko prawdziwym rachmistrza zaniepokoił większy nieco na podłodze cień tej przepaści, którą przeczuł raczej, niż dostrzegł, świadomy jej istnienia.
Konstancya wszakże nie rozumiejąc jeszcze o co mu chodzi, chciała się uwolnić z rąk Morange’a, trzymających ją silnie jak w kleszczach.
— Ale patrzże pani! — krzyczał.
I pochylając się, zmusił ją również, aby się nachyliła nad otchłanią. Zagłębiało się to aż do suteren, przez całe trzy piętra, niby głęboka studnia ciemności. Chłodny powiew piwniczny ztąd się wydobywał i zaledwie można było rozróżnić niewyraźne zarysy grubych kół unoszących łań-