Strona:PL Zola - Płodność.djvu/893

Ta strona została skorygowana.

podniecało więcej jeszcze. Jego czoło, oczy, usta udręczały ją, przejmowały wstrętem. Jeszcze krok jeden, jeszcze jeden, potem jeden jeszcze tylko i stanie już przed nią. Jeszcze jeden krok a ona wyciągnie wtedy rękę, gotowa powstrzymać go skoro ją mijać będzie.
On zbliżał się. Co to się stało, wielki Boże? Kiedy się otarł o nią w przechodzie tak zamyślony, że jej nie spostrzegł nawet zupełnie, ona skamieniała, rzekłbyś. Ręka jej stężała jak lód, nie mogła się podnieść, tak jej ciężyła u ramienia. Straszny dreszcz chłodu wstrząsnął nią pośród palącej ciągle gorączki, unieruchomił ją, pogrążył w odrętwienie, kiedy tymczasem krzyk jakiś w głębi niej samej ogłuszył ją zupełnie. Wszelki namysł gdzieś zniknął, tylko potrzeba tej śmierci stała się pochłaniającą, niepokonaną pod wpływem tego nakazującego, upartego głosu wewnętrznego, który paraliżował jej wolę i czyny. Jeśli umrze nie posiądzie fabryki. I sztywna, przyciśnięta do ściany, bez tchu zupełnie — nie powstrzymała go. Słyszała lekki jego oddech, widziała profil jego, potem kark. Przeszedł. Jeszcze jeden krok, jeszcze jeden. Gdybyż przecie krzyknęła, mogła jeszcze w tej ostatniej sekundzie zmienić los jego. Zdawało jej się, że ma ten zamiar, ale zaciskała zęby z taką siłą, jakby się miały połamać. I jeszcze krok jeden tego spokojnego, ufnego pochodu po dobrze znanym sobie gruncie, bez jednego spoj-