Strona:PL Zola - Płodność.djvu/906

Ta strona została skorygowana.

Dyonizego, dążyli fiakrem! Z początku wspomniał im tylko o wypadku, jako o spadnięciu dość poważnem. Ale w miarę jak powóz zbliżał się do celu, on sam nie mógł już zapanować nad swą boleścią, rozpłakał się, wyznał wszystko nacierany rozpaczliwemi ich pytaniami.
A kiedy przybyli nakoniec do fabryki, nie mieli już wątpliwości żadnej, że dziecko ich umarło. Zawieszono tam teraz pracę; przywiodło im to na pamięć odwiedziny ich nazajutrz po śmierci Maurycego. W takiejże samej nieruchomości zastali wówczas fabrykę, taż sama panowała w niej grobowa cisza. Całe jej gorączkowe, hałaśliwe życie ustało naraz, zmilkły wychłodłe i ociemniałe maszyny, zagasły warsztaty opuszczone. Ani jednego dźwięku, żywej duszy nigdzie, nigdzie gwizdu pary, co była oddechem tego grodu pracy. Szef jej umarł i ona zamarła.
Przerażenie ich wzrosło jeszcze kiedy z fabryki przeszli do pałacu, pośród tego zupełnego opustoszenia, przez tę galeryę drzemiącą, po schodach drżących, zda się, pod ich krokami; wszystkie drzwi stały na górze otworem, jak w domu niezamieszkałym zdawna, oddawna już opuszczonym przez ludzi. W przedpokoju nie zastali nikogo ze służby. I powtarzał się dla nich słowo w słowo ten sam dramat śmierci nagłej, niespodzianej; tylko, że na ten raz własnego syna zastaną w tym samym pokoju, na temże samem