Strona:PL Zola - Płodność.djvu/910

Ta strona została skorygowana.

— To zawiadomienie do robotników — powtarzał Beauchêne. — Każemy je przybić na bramie.
Chciała okazać odwagę, podeszła więc do męża i rzekła mu:
— Zróbże to sam. Dlaczegóż w takiej chwili trudzisz Błażeja.
Przez omyłkę powiedziała: Błażeja; dreszcz trwogi znów ją przejął. Mimowoli posłyszała głos własny, jak w przedpokoju mówi: „Błażeju podaj mi, proszę, moje boa.“ I jak je przynosi jej Dyonizy. Po cóż było zabijać Błażeja, skoro istnieje Dyonizy? Kiedy śmierć skosi jednego z tych żołnierzy życia, znajdzie się zawsze drugi, co zajmie opróżnione w walce miejsce.
Ale czekała ją ostatnia jeszcze porażka. Marjanna i Mateusz przeszli do salonu, Moraonge zaś, przejęty snać potrzebą ruchu, począł przechadzać się drobnym kroczkiem z osłupiałym wyrazem twarzy w tym zamęcie dzikiego, rwącego cierpienia, jaki sprawiały mu te wszystkie, nie dające się wypowiedzieć rzeczy, które do reszty rozprzęgały wszystkie władze biednej jego ciasnej głowy.
— Zejdę — wybąknęła Maryanna — usiłując otrzeć oczy i siląc się utrzymać na nogach. Pójdę zobaczyć się z Karoliną, przysposobić ją do tego strasznego nieszczęścia... Ja jedna tylko będę umiała znaleźć takie słowa, które jej nie za-