Strona:PL Zola - Płodność.djvu/926

Ta strona została skorygowana.

— Nie, zajrzałem tylko przez mur.
— Wchodziłeś na mur, tego brak było jeszcze. Więc chcesz ściągnąć na mnie przykrości ze strony Lepalleurów, którzy są stanowczo głupimi i złymi ludźmi?.. Doprawdy, mój chłopcze, w ciebie chyba jakieś złe wstąpiło.
Czego wszakże nie dopowiadał Grzegórz, to że zachodził tam często i w tym sadzie widywał się z Terenią, młynareczką jasnowłosą z różowym buziakiem tak zabawnie umączonym; ta dziewczyna w trzynastym teraz roku odznaczała się również okropnie awanturniczem usposobieniem. Bawili się zresztą z sobą dotychczas jeszcze jak dzieci, zupełnie niewinnie. W głębi sadu jednak pod jabłoniami był kącik uroczy, gdzie tak dobrze było pobawić się, pośmiać i pogawędzić z sobą.
— Słyszysz! — powtórzył Mateusz — nie życzę sobie tego, żebyś tam chodził bawić się z Teresą. Miłe z niej, grzeczne dziecko, to prawda. Ale do tego domu nie wolno ci zaglądać... Zdaje się, że tam już teraz i do bójek przychodzi.
Było tak w istocie. Kiedy Antoni sądził, że już się wyleczył z wstrętnej choroby, co tyle tematu do plotek dostarczała kumoszkom w Janvilie, począł go dręczyć żal za Paryżem i robił wszystko co mógł, byle tam powrócić i rozpocząć na nowo życie próżniactwa i rozpusty. Zrazu Lepailleur, zły, że go nadużywał tak długo i wyprowadził w pole, opierał się temu gwałto-