Strona:PL Zola - Płodność.djvu/931

Ta strona została skorygowana.

dużych i małych, te wesołe barwy, ta młodość zdrowiem tryskająca zdały się być samymże wykwitem tego zieleniejącego skrawka szczęścia.
Śniadanie odbyło się wesoło, trącano wiejskim obyczajem w kielichy, życzono wszelkiego powodzenia młodemu małżeństwu, oraz wszystkim obecnym po kolei.
Wreszcie kiedy służba sprzątała nakrycie, Séguin, który udawał, że go zajmuje hodowla, zażądał aby Mateusz pokazał mu swe obory i stajnie. Podczas śniadania nie mówił o niczem innem jak tylko o koniach, chciał więc przedewszystkiem obejrzeć wielkie konie robocze, których dzielność i wytrwałość nadzwyczajną zachwalał mu gospodarz. Skłonił nawet i Beauchêna, żeby im towarzyszył w tych oględzinach. Kiedy zaś trzej mężczyźni poczęli się wybierać, Walentynie i Konstancyi, nie mającym co robić a ciekawym tego folwarku, którego rozrost nadzwyczajny a tak szybki przejmował je zdumieniem, przyszła chęć udania się za nimi, pozostawiając pod cieniem drzew resztę rodziny wśród spokoju radosnego tego pięknego uroczystego popołudnia.
Obory i stajnie znajdowały się po prawej stronie od dworu. Żeby się do nich dostać wszakże, trzeba było przejść obszerny dziedziniec, zkąd widać było całą włość niemal. Tu zatrzymali się wszyscy, zdjęci podziwem, tak cała wielkość tego dokonanego dzieła promieniała teraz w słońcu. Znali tę ziemię zarosłą krzakami, wyschłą,