Strona:PL Zola - Płodność.djvu/932

Ta strona została skorygowana.

bezpłodna, teraz widzieli ją toczącą morze kłosów, pokrytą plonem, którego fala urastała ciągle. Tam w górze, na dawnem wzgórzu bagnistem taką była żyzność ziemi przesiąkłej, nagromadzonej przez wieki, że dotąd nie potrzebowały te grunta nawet nawozu. Dalej na prawo, na lewo stoki niegdyś piaszczyste ciągnęły się zieleniejące, użyźnione dziś rozprowadzoną tu wodą źródeł. A nawet lasy w oddali, zagospodarowane racyonalnie, przetrzebione tu i owdzie obszernemi polanami, przewiane, rozrosły się, jak gdyby całe to życie dokoła w dziesięćkroć wzmożone i w nie nową tchnęło siłę, wzmogło w nich soków żywotnych potęgę. Ta to siła żywotna, ta potęga wielka wiała, rzekłbyś, od włości całej, od tego dzieła życia poczętego, stworzonego, tej pracy człowieka, zapładniającego nieurodzajną ziemię, zmuszającego ją do wydawania bogactw niezmiernych na pożytek i wyżywienie wciąż rozradzającej się ludzkości, co świat cały ujarzmi.
Nastała długa cisza. Wreszcie Séguin suchym swym głosem z szyderczym śmiechem, którego gorycz zaostrzała jeszcze osobista jego ruina, wyrzekł:
— Zrobiłeś pan dobry interes, niema co mówić. Nigdy nie byłbym przypuścił tego nawet.
Potem puścili się dalej w pochód. W stajniach wszakże w oborach, w krowiarni, owczarni, chlewach, kurnikach, wzrosło jeszcze tylko to wrażenie siły i potęgi. Dzieło stwarzania wciąż tu