szło dalej tak samo jak tam wśród pól z tą tylko różnicą, że tu to dzieło stwarzania stawało się żywem; krowy, owce, kury, króliki, wszystko to urastało w nowe, coraz bardziej rozszerzające się plony. Z każdym rokiem więcej napełniała się arka, stawała się już zbyt ciasną, z każdym rokiem okazywała się potrzeba coraz to nowego ogrodzenia, coraz to nowych budynków.
Życie, rodziło życie; szło się tu wśród ludności bezustannie rodzącej, wszędy dokoła, coraz to nowe plemiona, coraz to nowe stada piskląt, trzód młodych, kiedy równocześnie tak samo po za obrębem tych budynków mnożyły się ziarna i znowu poczynało w dalszym ciągu toż samo dzieło twórcze, bezprzestannie zwiększające się, nabrzmiewające falą rozlaną daleko, falą niewyczerpanej płodności.
W stajniach Séguin zachwycał się ogromnie doskonale dobranemi parami koni roboczych wielkich, silnych i zachwyt swój wyrażał słowami konesera. Ztąd przeszedł na kwestyę hodowli i przytoczył jednego ze swych przyjaciół, który za pomocą systematycznego krzyżowania pewnych gatunków, otrzymywał rezultaty znakomite. A powracając do dawnych teoryi dodał w rodzaju objaśnienia:
— O! jeśli chodzi o zwierzęta, godzę się z całego serca na owo biblijne: „rośnijcie i rozmnażajcie się“, zwłaszcza też jeśli my hodowcy z potrzeby czy przez ciekawość ułatwiamy im zaloty.
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/933
Ta strona została skorygowana.