Strona:PL Zola - Płodność.djvu/937

Ta strona została skorygowana.

nego przyrostu ludności, trudno wam powiedzieć, jak mnie ona dotychczas roznamiętnia. Mogę się poszczycić tem, żem ją zbadał do głębi. No i mojem zdaniem, widocznem jest, że Maltus miał rację, niema się prawa przecież wylęgać dzieci, do nieskończoności, nie troszcząc się o to, czy się wie z góry, jak je można będzie wyżywić... Jeśli biedacy zdychają z głodu, to własna ich wina, nie nasza przecież, boć to nie my z pewnością idziem zapładniać ich żony.
Wybuchnął rozgłośnym śmiechem. I mówił dalej w tonie rozprawy, którą zazwyczaj miewał na ten temat i wygłaszał przy każdej sposobności. Jedne tyko klasy rządzące były pod tym względem rozsądne, ograniczając się w tych rzeczach. Kraj pojedynczy nie może produkować więcej nad pewną ilość oznaczoną stanowisk dających utrzymanie; tak, że przez to samo już samą siłą faktów skazany jest na ściśle określoną również ilość ludności. Ztąd wypływa owa nędza, ilekroć biedacy zapominają się i pozwalają sobie zbytnich zabawek na swych barłogach. Ludzie sarkają na zły podział bogactw; ależ to szaleństwo marzyć o jakiemś państwie utopijnem, gdzie już nie będzie kapitalistów, ani posiadaczy, ani chlebodawców, ale tylko sami bracia, pracownicy równi sobie, dzielący się jak weselnym kołaczem szczęściem powszechnem. Zatem wina cała leży w nieprzezorności nędzarzy, jakkolwiek, przyznaje z otwartością brutalną, po-