dów weselnych. Drogie wspomnienie dwojga utraconych pozostało żywem dotąd i wszystkich przejęło ono tylko poważnem rozrzewnieniem, nawet w chwili ogólnej radości dziś, kiedy czas zabliźnił ranę. Alboż może istnieć życie bez śmierci? Każdy przychodzi spełnić zadanie swe na ziemi, potem odchodzi, skoro dzień jego się skończy, do starszych, w sen wieczny, gdzie urzeczywistnia się wielkie braterstwo ludzkości.
Wobec tego Beauchêne’a i tego Séguina jednak, co żartowali sobie z nich teraz, cała fala słów cisnęła się Mateuszowi na usta; radby był im odpowiedzieć, odnieść tryumf nad kłamliwemi ich teoryami, przy których upierali się jeszcze i teraz na przekór odniesionej w życiu porażce. Ta obawa przeludnienia ziemi, ten lęk, że nadmiar życia sprowadzić może głód, nie byłoż to niedorzecznością? Dość było czynić tak jak on uczynił, starać się o potrzebne środki utrzymania, ilekroć nowe daje się światu dziecko; i radby był ukazać im to Chantebled, dzieło swoje, te łany zbóż, co wyrastały w miarę jak przybywali ludzie. Z pewnością nikt nie obwini jego dzieci, że przychodząc na świat, wydarły innym ich cząstkę, skoro każde z nich, rodząc się, przynosiło z sobą nowy kawałek chleba dla siebie.
Miliony nowych istot mogły się rodzić spokojnie, ziemia jest przecież wielką, przeszło dwie trzecie jej części stoją dotąd odłogiem, należało
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/946
Ta strona została skorygowana.