stępne. I jedną tylko miał tu pocieszającą pewność, że jeśli matka jest mu znaną, nazwiska i sytuacyi ojca z pewnością nikt nie domyśla się nawet.
Kiedy Mateusz powtórnie zobaczył się z Noryną, przeraził ją temi kilku szczegółami, jakie udało mu się zebrać.
— Och! błagam pana, błagam, niech on tu tylko nie przychodzi! Znajdź pan jaki sposób, przeszkodź, by tu nie powrócił... Zbyt wielka to dla mnie przykrość widzieć go tutaj.
Oczywiście, Mateusz nie miał na to rady. Całe jego usiłowanie ograniczyło się teraz do tego wyłącznie, aby Aleksander nie zdołał odkryć Beauchêne’a. To, co się dowiedział o chłopcu, było tak strasznem, tak ciężko bolesnem, że chciał uchronić samą choćby Konstancyę od tak okropnego skandalu, od tak grubego szantażu. Widział jak musiałaby blednąć na widok nikczemności tego dziecka, którego pragnęła tak namiętnie, tak gorąco poszukiwała w zawiedzionych swych uczuciach i wstydził się za nią; uznał, że trzeba koniecznie, że litość sama domaga się tego, aby pogrzebać tajemnicę w milczeniu grobowem.
Nie odbyło się to jednak bez długiej walki, bo zdawało mu się bądź co bądź, że to okropnie bezlitośne porzucać tak tego nędzarza na bruku. Może jednak jeszcze możebnem dlań jest jaki ratunek! nie wierzył weń wprawdzie — kto wie
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/964
Ta strona została skorygowana.