Należało wyrzec się wszelkiej myśli ratowania go. Trzeba było ograniczyć się po prostu do dawania mu trochę pieniędzy na ubranie i chleb, ilekroć się pojawił znów w łachmanach i zgłodniały.
Noryna od tego czasu żyła tylko w śmiertelnym niepokoju ciągle. Przez całe tygodnie często zdawało się, że Aleksander gdzieś już przepadł, umarł. Ale i wtedy drżała ciągle z obawy za każdym szmerem u drzwi, za najmniejszym hałasem w sieni. Bezustannie czuła go gdzieś w pobliżu a kiedy zapukał niespodzianie, poznawała już odrazu uderzenie jego pięści i trzęsła się, jak gdyby przychodził ją bić.
Wprędce spostrzegł jakie wywiera na niej wrażenie, jak ją terroryzuje samem już swem zjawieniem się i skorzystał z tego, aby wyciągać z nieszczęśliwej kobiety wszystko, co ukrywała przed nim w głębi szuflad. Kiedy mu oddawała pięciofrankówkę, jałmużnę, którą pozostawiał tu dla niego dyskretnie Mateusz, nie zadawalniał się nią nigdy, chciał sam przeszukiwać sprzęty. Czasami wpadał do niej wystraszony, pomieszany, opowiadał, że tego wieczora niezawodnie zabiorą go do więzienia, jeśli nie będzie miał dziesięciu franków, grożąc, że wszystko w pokoju połamie, potłucze, że zabierze im zegar aby go sprzedać, bo pieniądze mieć musi. I trzeba było wówczas, aby Cecylia wmieszała się w to i wyrzuciła go
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/967
Ta strona została skorygowana.