Strona:PL Zola - Płodność.djvu/970

Ta strona została skorygowana.

opuszczenia fabryki; opróżnił się więc dom; trochę nędznych gratów domowych rozproszyło się na cztery wiatry. On sam na szczęście otrzymał małą pensyjkę, rodzaj emerytury, którą zawdzięczał litościwemu Dyonizemu. Ale popadał coraz bardziej w zdziecinniałość, stępione miał władze umysłowe przez długą, nadmierną pracę konia w kieracie; przepijał otrzymywane kilka groszy, nie mógł wysiedzieć bowiem sam jeden, z nogami niedołężnemi, z rękoma tak trzęsącemi się, że chcąc zapalić sobie fajkę nie mógł trafić do niej z zapałką; w takim stanie przyszedł wreszcie oprzeć się u dwóch córek, Noryny i Cecylii, jedynych z całej rodziny, co jeszcze miały tyle serca, że chciały go przyjąć do siebie. Wynajęły mu mały gabinecik nad swoim pokojem, na piątem piętrze, miały o nim staranie i wydawały szczupłą ojca pensyjkę na jego utrzymanie, niemało jeszcze dokładając z własnego. Odtąd już, jak mówiły z wesołą odwagą, mają dwoje dzieci, jedno małe a drugie stare; ciężar to był niemały dla dwu kobiet, zarabiających pięć franków dziennie klejeniem pudełek od rana do wieczora.
A dziwną ironią losu było to, że ojciec Moineaud nie znalazł innego przytułku jak właśnie u Noryny, tej córki niegdyś przez niego wygnanej z domu, przeklinanej za złe prowadzenie, tej dziewczyny do niczego, tej łajdaczki, co mu wstyd przynosiła tylko a której dziś całował rę-