Strona:PL Zola - Płodność.djvu/972

Ta strona została skorygowana.

niezdolna do najmniejszego choćby gestu a przecież jeszcze żywa, mogąca słyszeć, widzieć, rozumieć wszystko. I z tego rozwartego grobu przez całe miesiące przypatrywała się ruinie tego wszystkiego, co pozostało jeszcze z jej gospodarstwa. Stała się rzeczą, którą mąż znieważał, którą Józefowa, zostawszy tu panią udręczała, pozostawiając po dniach całych bez kropli wody, rzucając jej zeschłe kromki chleba jak choremu zwierzęciu, któremu nawet nie zmienia się słomy legowiska. O ile to dotyczyło jej osoby, godziła się z tem wszystkiem, przejęta trwogą i upokorzona w swym upadku. Najgorszem jednak było, te troje dzieci, dwie bliźniaczki i chłopiec staczały się w błoto plugawe, spadały na ulicę.
Bénard, mąż jej począł pić z panią Józefową, ręce miał coraz już mniej zdolne do pracy, głowę zawróconą i zaprzątniętą rozprzęgnięciem się domowego ogniska.
Potem poczęły się między nimi bójki, łamali wszystko w mieszkaniu, rozbijali, wypędzali z domu dzieci, które powracały w poszarpanem ubraniu, obłocone, z pełnemi kieszeniami pokradzionych rzeczy.
Dwa razy Bénard znikał na jaki tydzień. Za trzecim razem już nie powrócił. Kiedy trzeba było płacić komorne, zniknęła i pani Józefowa z kolei, zabrana przez innego mężczyznę. Był to już koniec. Eufrazyę wzięto do Salpétriêre a dzieci, pozbawione dachu nad głową, zepchnię-