Strona:PL Zola - Płodność.djvu/974

Ta strona została skorygowana.

bywała policzkowaną przez nowego pana, ilekroć nie przyniosła mu pięciu franków. Ale jej się to podobało, jej, która za byle szczątek była gotową poorać twarz ludziom, jak rozwścieklona kotka. I tu rozpoczęły się wspólne ich dzieje: naprzód żebractwo, dziewczyna młoda, jeszcze, którą trzech włóczęgów wypychało do wyciągania ręki, czatując i znaglając spóźnionych przechodniów w ciemnych zaułkach wieczorem, do dawania jej jałmużny; potem prostytucja, kiedy dziewczyna podrosła i poczęła uprowadzać z sobą mężczyzn po za parkany, wydając tam w ręce przyjaciół tych, co nie chcieli płacić; nastąpiły kradzieże, na początek drobne, rabunek tego wszystkiego, co gdzie było wystawione przez przekupniów, potem trudniejsze już sprawki, wyprawy obyślone, wystudyowane, jak prawdziwe plany wojenne. Banda ta sypiała gdzie się dało, to w podejrzanych pokojach meblowanych, to na pustych placach. Latem były to włóczęgi bez końca po lasach okolicy podmiejskiej w oczekiwaniu nocy, która im wyda na łup Paryż. Spotykali się znów następnie w halach targowych, wśród tłumu na bulwarach, w podejrzanych szynkach, w opustoszałych alejach, wszędzie, gdzie tylko węszyli jakąś szansę dla siebie, gdzie można było znaleść chleb próżniactwa, uciechę zabrania czegoś innym.
Był to istny klan dzikich wypuszczony w sam środek świata cywilizacyi, żyjący po za obrę-