ża, którego ślepota spadała na nią ciężarem, zaciemniając jej resztę jeszcze tego szczęścia, co im pozostało z życia.
I nagle stanął przed jego oczyma ten nieszczęsny opłakany ślepiec, kiedy w ów wieczór musiał oczekiwać powrotu żony, aby mu dała jeść i położyła na spoczynek; widział to stare dziecko, dziś pozbawione matki, opuszczone, samo już na zawsze w tych ciemnościach, wlokące życie wśród nich z widmem krwawem tylko zamordowanej. Takie na początku obietnice życia promiennego a taki los, śmierć taka!
— Mieliśmy słuszność — szepnął Mateusz — któremu przyszła na myśl Konstancya, że ukrywaliśmy przed tym nędznikiem nazwisko jego ojca. Co za okropności... Trzeba nam zagrzebać tę tajemnicę, jak najgłębiej.
Noryna napowrót poczęła drżeć całem ciałem.
— Och! nie lękaj się pan, raczej umarłabym niż powiedziała cokolwiek.
Miesiące, lata minęły a nigdy nie odkryto morderców delegatki dobroczynności. Przez całe lata też Noryna drżała, ilekroć kto zbyt mocno zapukał do jej drzwi. Ale Aleksander nie pojawił się już tu nigdy, obawiając się niezawodnie tego zakątka ulicy de la Fédération, zatonął zda się, w oceanie Paryża, pełnym ciemnych przepaści niezgłębionych.