czworga dzieci, powtarza: Jeszcze liczba nie pełna!“
— Czworo dzieci! czworo! — krzyknął gniewnie Séguin. Otóż gdyby się nam urodziło trzecie, uważałbym się za zbrodniarza!... Mogę pana zapewnić, że robimy wszystko, by uniknąć tak okropnego nieszczęścia!
Walentyna zaś dodała ze śmiechem:
— Zgodzi się pan, że w moim wieku powinnam dbać o jaknajdłuższe przechowanie resztek młodości... Nie mogę się dobrowolnie skazywać na szpetotę... nie chcę być przedmiotem obrzydzenia dla mojego męża.
— Pani powinna o tem pomówić z doktorem Boutan... Ja nie śmiem mówić w tej kwestyi...jestem nieukiem... Ale on utrzymuje, że ciąża nie niszczy urody niewieściej... lecz przeciwnie że kobiety unikające jej szybko się starzeją...
Słowa Mateusza wywołały tłuste żarty, sprośne aluzye, w czem lubowano się w domu państwa Séguin. A gdy Mateusz uczynił uwagę, że oszukiwanie natury jest szkodliwe, wybuchnięto śmiechem, pozwalając sobie na tem wyuzdańsze dowcipy. Jakby powiewem sadyzmu podnieceni, mąż i żona zamieniali z sobą wymowne spojrzenia, odsłaniające tajemnice małżeńskiej alkowy, lubieżne pieszczoty, które dzięki jego doświadczeniu, uczyniły z Walentyny biegłą kapłankę skrajnej rozpusty.
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/99
Ta strona została skorygowana.