wszystkich ciemnych dziurach pod wierzbami Yeuse’y.
Pewnego rana Mateusz zabrał Grzegorza z sobą, chcąc obejrzyć, czy liczne były młode stada kuropatw od strony Mareuil. Potem, skoro już znaleźli się sami wśród pól równiny, zagadnął syna:
— Wiesz, mój chłopcze, powiem ci, żem niekontent z ciebie... Nie wspomnę tu o tem próżniactwie, w jakiem żyjesz wśród nas wszystkich, co pracujemy. Czekam października, skoro przyrzekłeś mi uroczyście, że w tym czasie zdecydujesz się stanowczo na obranie jakiej drogi, która odpowiadać najlepiej ci będzie... Ale wytłomacz mi, proszę, co to za historye obiegają o tobie? ludzie mówią coś o jakichś schadzkach twoich z córką Lepaiileurów. Chcesz więc znowu narazić nas na największe przykrości?
Z całym spokojem Grzegórz począł się śmiać.
— Och! ojcze, nie zechcesz przecie łajać jednego z twych synów za to, że szuka towarzystwa ładnej dziewczyny... Pamiętasz przecie, ojcze, że to ja pierwszy uczyłem ją jazdy na rowerze już przeszło dziesięć lat temu. A nie pamiętasz, ojcze, tych pięknych róż białych, które mi pomagała wykradać z sadu we młynie na wesele Dyonizego? Przecież to stare łączą nas wspomnienia.
Poweselał, ożywił się jeszcze bardziej na myśl tych miłostek dziecięcych, dawnych wypraw we
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/995
Ta strona została skorygowana.