Massot rozgadał się i coraz to nowe kreślił sylwetki. Kiedyś miał ochotę wydania książki pod tytułem: „Deputowani do sprzedania“. Miała to być serya portretów z natury: naiwni nierozumiejący otoczenia, w jakie wpadli, chciwi, trawieni ambicyą, dusze poziome łatwo ulegające pokusie czerpania z otwartej szuflady, karyerowicze upojeni chwilowem powodzeniem i tracący równowagę przy pierwszej trudności. Lecz Massot zaniechał projektu, bo doszedł do przekonania, iż liczba takich deputowanych jest ograniczona i że we wszystkich parlamentach na kuli ziemskiej muszą się znajdować w stadzie i parszywe owce. Zło tego rodzaju uważał za nieuniknione i tylko taki Sagnier mógł zdobyć się na bezczelność głoszenia, iż parlament francuzki jest jaskinią i zbiorowiskiem samych tylko łotrów i opryszków.
Piotr coraz żywiej był zainteresowany popłochem spowodowanym przypuszczalnem obaleniem ministeryum. Objaśnienia, dane mu przez Massota, pozwoliły mu na właściwe rozumienie grup tworzących się tuż przed jego oczyma. Deputotowani otaczający Barroux i Monferranda, bledli, czując trzęsący się grunt pod nogami, niepewni, czy jeszcze dziś ujdą więziennej celi w Mazas. Drżącymi byli również wszyscy klienci ciżbą zebrani i trwożni o stanowiska, zajmowane dzięki protekcyi panujących ministrów. Na twarzach ich było widać niepokój, rozmawiali przy-
Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/112
Ta strona została uwierzytelniona.