Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

mam ochoty narazić się całemu komitetowi. Wybacz mi, szanowny panie, lecz nie mogę wykroczyć po za przepisy naszego statutu. Byłoby to nadużycie, mogące na mnie ściągnąć słuszny gniew wszystkich dam opiekunek naszego Przytułku. Pan ich nie znasz.. Posłannictwo swoje biorą one bardzo na seryo i przekroczenie ustaw poczytują za zbrodnię...
Mówił tonem żartobliwym, lecz zarazem stanowczym, chcąc prędzej się pozbyć tego natrętnego księdza. W tem z sali posiedzeń Izby wybiegł Duthil, chcąc ostrzedz zainteresowanych na równi z nim kolegów, by śpiesznie wracali na miejsca, bo dyskusya zaczynała przybierać zatrważające rozmiary.
— Fonsègne, idź prędzej na swoje miejsce... Śpiesz się, nie ma czasu do stracenia...
Duthil podążył dalej i znikł a Fonsègne spokojnie pozostał na miejscu z miną człowieka obojętnego dla podejrzanej sprawy pasyonującej dziś wszystkich w Izbie. Uśmiechał się, lecz zamrugały mu powieki, przecząc o wewnętrznym spokoju deputowanego.
Wysłuchawszy dalszych przedstawień Piotra, rzekł:
— Najmocniej przepraszam pana, lecz muszę już iść do sali posiedzeń. Słyszał pan, że mnie tam wzywają. Muszę iść, bo mogę być potrzebny kolegom. A w sprawie Laveuve’a, nic nie