Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

twiającej niedorzeczności dreptania na miejscu, pomimo pozornej ruchliwości i gorączki w działaniu. Zaś wywyższani władcy mało się różnili pomiędzy sobą. Nowo panujący psuł czynność już popsutą przez swego poprzednika a wszyscy zapominali o programie i obietnicach, dawanych tylko dla dopięcia władzy.
Niespostrzeżenie, dumania Piotra zwróciły się w stronę Laveuve’a, o którym chwilowo zapomniał i serce wezbrało mu gniewem. Cóż mogło obchodzić tego biedaka umierającego z głodu i zimna na przegniłym barłogu, czy Mège obali istniejący gabinet ministrów i kto zastąpi strąconego Barroux! Egoistyczne manewry członków Izby nie troszczą się o nędzne losy zestarzałych przy pracy robotników i może upłynie jeszcze lat sto, lat dwieście, nim nadejdą czasy, gdy każda ludzka jednostka będzie obdzielona chociażby najskromniejszą, lecz nieodzownie potrzebną kromką chleba i schludniejszym kątem, niż poddasze nieszczęsnego Laveuve’a. A iluż jest jemu podobnych i równie marnie dożywających resztki żywota swojego! Całe zastępy zgłodniałego ludu wyczekują wymiaru sprawiedliwości, lecz Izba pomija tę rzeszę nędzarzów i tylko sobą zajęta, urządza walne posiedzenia, by z gorączkowem naprężeniem śledzić bieg swych żądz osobistych, obalać i wywyższać władców pomiędzy sobą i tuczyć się krwią ssaną z całego narodu! Jakże