Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

ohydnym jest widok w ten sposób pojmowanej działalności posłanników i wybrańców ludu! Zdają się być raną i wrzodem bezczelnie rozsiadłym i toczącym cały organizm i sięgającym aż pod samo serce. Kiedyż nadejdzie upragnione uzdrowienie? Kiedyż przeciętym zostanie ów wrzód sromotny, by nastąpiła era zdrowia i szczęśliwości ogółu?!...
Zatopiony w dumaniach, Piotr nie zdawał sobie sprawy z biegu czasu i ocknął się, gdy sala na nowo zahuczała i zapełniła się tłumem. Mnóstwo osób powracało z sali posiedzeń a wszyscy giestykulowali, rozprawiali i tworzyli mniejsze i większe grupy. Wtem usłyszał, jak Massot zawołał głośno tuż obok niego:
— Jeszcze nie leży powalony, lecz niewiele mu brakuje! Podług mnie, Barroux już niewart złamanego grosza.
Massot temi słowy zdawszy sprawę z posiedzenia koledze, który dopiero co nadszedł, zaczął go teraz bliżej objaśniać. Przemówienie Mège’a było doskonałe, ze zwykłą furyą obwiniał burżuazyę, oburzając się jej zgnilizną i szerzeniem zgnilizny. Lecz uniesienie Mège’a zawiodło go zbyt daleko, przerażając Izbę swą gwałtownością. Skorzystał z tego wrażenia Barroux i, wstąpiwszy na trybubunę, zażądał miesięcznego odroczenia interpelacyi. Z wytrawnością zwykłego parlamentarnego szermierza, z przejęciem ubolewał nad krajem nękanym gorszącemi skandalami, szerzonemi przez