Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.
IV.

W staroświeckim, wypłowiałym salonie, w stylu Ludwika XVI, hrabina de Quinsac siedziała z boku około kominka, na ulubionem swem miejscu. Zadziwiająco podobną była do syna. Ściągła szlachetna jej twarz o surowo narysowanym owalu, miała te same co Gerard piękne oczy, tylko włosy hrabiny były już śnieżno białe, a lekkie ch pukle upinała podług mody, do której przywykła w młodości. Pomimo wyniosłej dumy, umiała być ujmującą i pełną pociągającej dobroci.
W fotelu po drugiej stronie kominka siedział markiz de Morigny, wierny od lat dawnych przyjaciel hrabiny. Po długiem milczeniu, rzekła nieznacznie, machnąwszy ręką:
— Tak, masz racyę, mój drogi przyjacielu, Bóg o nas zapomniał, pozwalając nam dożyć czasów tak okropnych!
— A jednak osobiście mogliśmy być szczęśliwymi — szepnął markiz. — Pominęliśmy to z twojej woli a może i z mojej winy...
Hrabina spojrzeniem nakazała mu zamilknąć, lecz niemy rozkaz połączyła ze słodkim, smut-