Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

ustannej i dotąd przeciągającej się pieczy, jaką otaczała go od dzieciństwa, by ochronić od wszelkiego zła i zachować przy życiu. Ona jedna wiedziała, jak ułudnym był zdrowy wygląd tego młodzieńca, o wspaniałej postawie, byłto tylko świetny a sztuczny pozór, utrzymujący zupełne wyczerpanie przeżytej już rasy. Przebaczała mu więc lenistwo, zamiłowanie do bezczynnego światowego życia, wyrzeczenie się służenia w armii lub dyplomacyi. Ileż razy naprawiła i ukryła błędy, popełnione przez Gerarda, ileż razy spłaciła w tajemnicy drobne długi, przez niego zaciągane! A były to ciężkie dla niej wydatki, bo posiadała zaledwie pietnaście tysięcy franków rocznego dochodu, wszelką zaś pieniężną pomoc, ofiarowaną przez markiza, odrzucała z uporem i dumą, pragnąc wszystkiemu podołać z własnego majątku. Markiz wiec nie śmiał już ofiarowywać jej milionów, które w każdej chwili byłby jej złożył z radością.
O stosunku syna z baronową wiedziała i zamykała oczy, chociaż jej zdaniem była to miłość gorsząca, skandaliczna. Pragnęła wszakże usprawiedliwić Gerarda. On tak słabego charakteru, a raz lekkomyśnie związawszy się z tą kobietą, nie miał dostatecznej woli, by zerwać, by się od niej uwolnić. Markiz zaś, z chwilą jak Ewa przeszła się na katolicyzm, przebaczył Gerardowi grzeszny z nią stosunek.