Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.

Hrabina mówiła, jakby dopełniając zwykłą rozmowę ze starym swym przyjacielem:
— Gerard jest taki dobry, taki łagodny jak maleńkie chłopię... Jest to jego dobra i zła strona. Lecz jakże mogę mieć serce łajać go i powstrzymać... kiedy on sam płacze zemną nad sobą. Cała moja nadzieja jest w tem, że wreszcie uprzykrzy sobie tę kobietę...
Pan de Morigny potrząsnął głową, jakby powątpiewając, a po chwili rzekł:
— Jest ona jeszcze bardzo piękna. Lecz niebezpieczeństwo nam większe zagraża ze strony jej córki. Bo cóżby to było, gdyby Gerard chciał się z nią ożenić!
— Tego się nie lękam... córka jest brzydka, a nawet ułomna!
— Tem gorzej... bo cóżby powiedziano! Oto że ostatni przedstawiciel starego rodu szlacheckiego, młody Quinsac, żeni się z potwornie brzydką panną dla milionów, jakie wniesie mu w posagu!
Możliwość małżeństwa Gerarda z Kamillą była nieustającym postrachem tych dwojga ludzi. Świadomymi byli wszystkiego co odnosiło się do stosunku Gerarda z rodziną Duvillard, i przyjaźń pięknego młodzieńca, z upośledzoną fizycznie dziewczyną wydawała się im w pierwszej chwili rozczulającą idylą, lecz spostrzegli, iż po zatem ukrywa się najstraszliwszy dramat. Odtąd oboje protestowali przeciwko przewidywanym planom małżeństwa.