wyobraź sobie, moja droga, że Taboureau odrzucił twoją nominacyę i stanowczo oświadczył, że dopóki będzie ministrem sztuk pięknych, nie dozwoli, byś debiutowała na scenie teatru Komedyi francuzkiej!
Sylwia nawet nie drgnęła i dalej stojąc sztywno wyprostowana, spytała krótko:
— Więc cóż?
— Cóż chcesz, moja droga, cóż mogę uczynić?... Przecież nie można zwalić ministeryum dla tego, byś mogła wystąpić na scenie w roli Pauliny!
— A dlaczego nie można?...
Chciał się roześmiać, lecz żyły mu nabrzmiały na twarzy i truchlejąc ze strachu, zaczął mówić tonem błagalnym:
— Sylwio... najdroższa moja... Nie żądaj rzeczy niemożliwych... Nie upieraj się... bądź milutką jak to umiesz, gdy chcesz... Zrób dla mnie poświęcenie... Przestań na teraz myśleć o swoim debiucie... Pamiętaj, że sama wiele ryzykujesz, bo pomyśl, ile miałabyś przykrości, gdyby ci się debiut nie udał... Twoje śliczne oczy zalewałyby się szczeremi łzami bólu... Zażądaj odemnie czego chcesz... wszystko będzie na twoje rozkazy... wiesz, że życzenia twoje spełniam z najwyższą rozkoszą... Proszę... błagam... powiedz, czem mogę sprawić ci przyjemność, a przysięgam, że zadowolnię cię natychmiast...
Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/154
Ta strona została uwierzytelniona.