Duvillard spostrzegł wreszcie obecność księdza Fromont. Duthil objaśnił mu, o co ksiądz Fromont zamierza go prosić. Baron jeszcze wzruszony okrutnością Sylwii a może tknięty nadzieją, że spełniony dobry uczynek, szczęście mu przyniesie, odrazu zgodził się napisać kilka słów do żony, by Laveuve pomieszczony został w Przytułku. Wyjął bilet wizytowy, ołówek i zbliżył się do okna, mówiąc:
— I owszem, z miłą chęcią, rad jestem, szanowny księże Fromont, iż pomyślałeś o mojej pomocy. Zawsze jestem gotów na twe usługi.
A napisawszy, dodał:
— Sprawa załatwiona, oto co piszę: „Moja droga, proszę zrób wszystko, czego od ciebie zażąda ksiądz Fromont w sprawie Laveuve’a, bo Fonsègne nie może działać bez twego upoważnienia“.
W tej właśnie chwili, Piotr ujrzał Sylwię, która odprowadzała Gerarda do sąsiedniej sieni. Już się zupełnie rozpogodziła i uspokojona zeszła na dół, może chcąc się dowiedzieć, dlaczego Duthil nie wszedł na górę. Widok Sylwii niezmiernie zadziwił Piotra, nie spodziewał się, by mogła być tak pełną prostoty, słodyczy i dziewiczej niewinności. Nigdy, nawet w marzeniach nie widział równie przeczystego zjawiska. Była piękna skromnością lilii, świeżo rozkwitłej w zacisznym ogrodzie.
Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.