— Jeżeli pan chcesz zaraz oddać tę kartkę mojej żonie — mówił Duvillard — to musisz pan pojechać do księżnej de Harn... Ztąd niedaleko...
— Wiem, miałem zamiar być u księżnej.
— W takim razie rzecz składa się wybornie. Zastaniesz tam pan moją żonę, bo miała pojechać z dziećmi na przedstawienie dawane dziś przez księżnę de Harn.
Spostrzegłszy Gerarda rozmawiającego jeszcze z Sylwią, przywołał go, mówiąc:
— Gerardzie, wszak moja żona wyraźnie nam dziś powiedziała, że będzie na popołudniowem przedstawieniu?... Zatem jesteś pewien, że ksiądz Fromont zastanie ją u księżnej?...
Zapytany, jakkolwiek szedł ztąd prosto na ulicę Matignon, by czekać na Ewę, odpowiedział bardzo spokojnie:
— Tak, baronowa rzeczywiście tak nam powiedziała... lecz miała prócz tego być u Salmona dla przymierzenia sukni... zatem śpiesz się, księże Fromont, byś ją mógł jeszcze zastać przy alei Kleber.
Pocałował rękę Sylwii na pożegnanie i wyszedł z miną znudzoną pięknego światowca, o niczem niezamąconem sumieniu, lecz wyczerpanego przez uciechy cielesne.
Nie bacząc na zmięszanie Piotra, baron przedstawił go pani domu. Na niemy ukłon księdza, Sylwia odpowiedziała ukłonem zastosowanym do okoliczności. Uczyniła to z tak naturalną skro-
Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/161
Ta strona została uwierzytelniona.