Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

licznej poezyi. Nowy ten zwrot datował się od pewnego wieczoru, gdy długo rozmawiała z Hyacyntem o okultyzmie, a odkryła nadzwyczajne piękno w postaci młodzieńca, piękno astralne tułającej się duszy Nerona. Księżna utrzymywała odtąd, iż rozpoznała niezaprzeczone tego oznaki.
Nagle opuściła Piotra w środku zdania i, rzuciwszy się ku drzwiom, uszczęśliwiona, promieniejąca, powtarzała:
— Nareszcie... nareszcie!...
Witała Hyacynta przybyłego tylko z Kamilą. Młodzieniec nawet nie raczył zauważyć miłosnego porywu Rozamundy i zaraz zwrócił się w stronę swego przyjaciela, młodego lorda Elson, dla którego tu przyszedł. Hyacynt, nazywający każdą kobietę bestyą nieczystą i wstrętną, kalającą i poniżającą umysł oraz ciało mężczyzny, miłował obecnie lorda Elson, bladego, chwiejnej postaci swego rówieśnika, o włosach zaczesanych jak u młodej dziewczyny.
Zrozpaczona chłodnem powitaniem, Rozamunda podążyła za obu młodzieńcami do salonu przesyconego wonią kwiatów i ciał, przybytku gorejącego zmysłowem podnieceniem wśród jaskrawej powodzi sztucznego światła, padającego oślepiająco od wysokiego stropu.
Massot, chcąc przysłużyć się Piotrowi, zatrzymał Kamilę i przyprowadził ją ku księdzu, który zapytał ją z wielkim niepokojem: