Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.
V.

Już Piotr minął pola Elizejskie i stanął na placu Zgody, gdy nagle sobie przypomniał, że ksiądz Rose naznaczył mu schadzkę o godzinie piątej w kościele św. Magdaleny. Zupełnie o tem zapomniał wśród wrażeń dziś doznawanych; teraz zaś ucieszył się, mając czem zapełnić chwilę przykrego oczekiwania. Przyśpieszył więc kroku w obawie, że już się trochę spóźnił.
Pomimo że jasno jeszcze było na dworzu, w kościele panowała noc prawie zupełna. W głębi paliło się kilka świec woskowych, rzucając, słabe cienie wzdłuż nawy pogrążonej w ciemnościach, a wśród tego zmroku rozlegał się donośny, czysty głos mówiącego kaznodziei. W kierunku, z którego płynęły słowa, Piotr dojrzał majaczące mnóstwo głów licznych słuchaczów nieruchomie skupionych. Kazalnicę zajmował monsignor Martha i głosił trzecią z rzędu konferencyę, rozbierającą czem jest nowy duch czasu. Dwie pierwsze konferencye narobiły wiele hałasu i bardzo były uczęszczane. Cały Paryż się zbiegał, jak dzisiaj, w poszukiwaniu wrażenia, jakie wy-