w wspomaganiu ludzi bez przytułku i bez chleba. Patrząc teraz na monsignora i słuchając go mówiącego z rozgłośnej kazalnicy w kościele św. Magdaleny, Piotr przypominał go sobie w salonie państwa Duvillard, gdzie go spotkał w przeszłym roku na wiosnę. Była to chwila, gdy z mistrzowską rzęcznością przygotowywał nawrócenie się Ewy na katolicyzm, i dopiął swego celu, mówiąc, że to pozostanie najpiękniejszym tryumfem jego kapłańskiego powołania. Chrzest odbył się w tym kościele, a ceremonia dała sposobność do rozwinięcia całej wspaniałości kościelnej uroczystości; było to nadzwyczajne galowe przedstawienie dane najwykwintniejszemu towarzystwu Paryża. Gerard klęczał przez cały czas trwania ceremonii, płacząc ze wzruszenia, a baron Duvillard tryumfował w roli przykładnego małżonka, szczęśliwego że religia utrwali niezmąconą harmonię w szczęśliwym jego pożyciu z żoną. Potajemnie szeptano wśród zebrania, że rodzina Ewy, a zwłaszcza jej ojciec, stary Justus Steinberger, jest prawie zadowolniony z całej tej hałaśliwej awantury, bo z szyderczym uśmiechem zapewniał swoich przyjaciół, że dobrze znając córkę, mógł ją śmiało, oddać za żonę... najgorszemu nieprzyjacielowi. Traktował on tę rzecz po bankiersku, uznając że są wartościowe papiery, które z przyjemnością się ustępuje współzawodnikowi na giełdowym rynku. Justus Steinberger z zaciętością wierzył na przyszłość w wielkość i przewodnią rolę
Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/181
Ta strona została uwierzytelniona.