Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

córkę Kościoła, jaką była dawna królewska Francya, szczycząca się być dzieckiem Rzymu.
Idyliczne tchnienie spływało z kazalnicy na rozrzewnionych słuchaczów. Kościół w nieprzebranej dobroci otwierał swe serce wszystkim swoim dzieciom, by radowały się w zgodzie i szczęściu, dla czegóżby więc lud nie miał uledz wpływowi nowego ducha czasu i oddać się wzbierającemu jego prądowi?... Niezadługo zabłyśnie ta chwila i lud podda się Kościołowi, jak niegdyś poddawał się z posłuszeństwem sprawiedliwej władzy swoich królów, a wtedy przez wszystkich chwalona będzie wielkość Boga, jedynego Pana ciał i dusz ludzi na ziemi.
Piotr przysłuchiwał się teraz uważnie, pytając sam siebie, gdzie i kiedy słyszał już te same słowa. Nagle przypomniał sobie i zdawało mu się, że znów słyszy w Rzymie mówiącego monsignora Nani, gdy po raz ostatni miał z nim dłuższą rozmowę. Tak, były to te same marzenia papieża demokraty, odwracającego się od monarchów tracących dawne znaczenie a wyciągającego ramiona do ludu, w nim widząc siłę przyszłości. Czyż ze strąceniem władzy głów koronowanych nie nadchodzi chwila urzeczywistnienia odwiecznych pragnień i dążności papieży?... Któż, jeżeli nie papież, powinien w sobie jednoczyć władzę cesarza i kapłana, Boga królującego nad rządami świata?... Poruszywszy dawne wspomnienia, Piotr przypomniał sobie, że sam tego żądał,