Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.

pokładajmy ufność... módlmy się... pokutujmy za nasze przewinienia...
Rzekłszy to, ukląkł na kamiennej posadzce i modlił się z wiarą jak pozostałe w kościele kobiety, których ciemne postacie niewyraźnie majaczyły dokoła. Srebrzysta głowa starego księdza pochyliła się z pokorą, jasno odbijając od ciemno-marmurowego pilastru.
Piotr nie mógł się modlić, gdyż cały wrzał gniewem. Nawet nie ukląkł i, stojąc, pasował się z własnemi wyślami. Ach, jakże okropną ironią był dla niego cały dzień dzisiejszy! Podczas gdy Laveuve leżał już martwy na przegniłych łachmanach wśród swego zimnego poddasza, on, chcąc go od śmierci uratować, biegał po całym Paryżu i, podniecony pragnieniem niesienia ulgi cierpieniu, na nowo w sobie rozniecił apostolską żądzę miłosierdzia! Zapewne był w wykwintnym, ciepłym salonie państwa Duvillard, gdy Laveuve konał, wstrząsany ostatnią chwilą życia! Więc dla trupa już tylko wysiadywał w Izbie deputowanych! Dla trupa przemawiał w salonie hrabiny de Quinsac, był u tej Sylwii i u tej księżny spraszającej hulaszczy Paryż do swego pałacu. I po cóż?... Kiedy nieszczęsny starzec już się wyswobodził z dokuczliwości nędznego swego życia... po cóż więc wstawiał się i prosił za niego?... Po cóż naprzykrzał się niepotrzebnie ludziom, drażniąc ich egoizm, niepokojąc ich obojętność i godziny zabawy! Jakże próżnym okazał się cały wysiłek