Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/199

Ta strona została uwierzytelniona.

jące sie po mieście. Ujrzał blade postacie matek rozpaczliwie tulących do wyschłych piersi niemowlęta zanoszące się z płaczu, a nadewszystko utrwalił mu się w pamięci widok nieszczęsnego Laveuve’a, pracą, niedostatkiem i wiekiem steranego nędzarza, konającego w kącie pod strychem na zimnym barłogu jak bydlę porzucone, bo już niezdatne do żadnego użytku. Myśl Piotra przypominała mu teraz inne szczegóły dnia dzisiejszego. Zbytek, spokój i zabawy w salonach dopiero co widzianych, Paryż bogaczów, Paryż polityczny, Paryż oddany światowej rozpuście, aż wreszcie teraz o zmroku, po Paryżu kościelnym patrzał na Paryż jaśniejący światłami zapalonemi rzęsiście, dla uciechy zbytkujących i zamieniających olbrzymie miasto w Sodomę i Gomorę nowożytnego zepsucia. Potworne żądze dyszeć się zdawały w powietrzu nad tym tłumem zalegającym ulice a noc opadająca z szarego nieba ku ziemi niosła zasłonę dla stać się mających bezeceństw. Pierwsze gwiazdy nieśmiało jawiące się na bladem tle nieba, drżały trwożne w swej czystości.
Piotr z przerażeniem obejmował myślą cały ogrom niesprawiedliwości i cierpienia, nędzy i występku ciążącego na wszystkich społecznych warstwach, od najniższej aż do tej najwyższej brnącej w bogactwie i rozpuście. Burżuazya stała u szczytu i samowładnie rządziła wszystkiem, wszystko zagrabiwszy w swoje wyłączne posia-