nika, czy znalazł jakie zajęcie, lecz ten, niezadowolony ze spotkania, miał twarz wystraszoną i spoglądając to w tę, to w inną stronę, zdawał się pragnąć iść dalej w przerwaną a nieznaną wędrówkę po mieście. Wilhelm zapewne dostrzegł to dziwne zmięszanie człowieka, z którym rozmawiał, lecz popatrzywszy na niego uważnie, pożegnał się i odszedł. Po chwili wszakże zatrzymał się i odwróciwszy się, patrzał za oddalającym się Salvatem, który nieledwie padając ze znużenia, z trudem się przeciskał wśród gwarnego tłumu. Twarz Wilhelma spochmurniała i jakby pod naciskiem groźnej myśli, zawrócił się i poszedł za robotnikiem.
Piotr uczuł się silnie zaniepokojony całą tą sceną, na którą patrzał z wytężoną uwagą. Rozdrażniony bolesnym wątkiem własnych myśli, pod wrażeniem przeczucia jakiegoś straszliwego a nieokreślonego nieszczęścia, zaczął podejrzewać, że jest coś nienaturalnego w postępowaniu Salvata. Dla czegoż tyle razy spotkał go dzisiaj w różnych punktach Paryża?... Uląkł się teraz, widząc swego brata zamięszanego w tę sprawę i pochłonięty żądzą zbadania tego bliżej, postanowił iść za tymi dwoma ludźmi. Bez namysłu puścił się za nimi, nie chcąc tracić ich z oczu, postanawiając, w razie potrzeby, przeszkodzić ich zamiarom.
Z nowem wzruszeniem spostrzegł, że Salvat a następnie Wilhelm, obadwaj skręcili na ulicę
Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/205
Ta strona została uwierzytelniona.