czy dziewczyna... Ale posądzam cię, braciszku, że pozujesz... i sporo na tem tracisz... bo księżna może być wcale miłą kochanką... powinieneś skorzystać, bo co ona... o, to każdy widzi, że przepada za tobą...
— Daj pokój... księżna jest wprost zabijającą... nudzi mnie...
Hyacynt, przybrawszy omdlewający ton mowy, wygłosił swoje zasady. Brzydził się istnieniem płci, utrzymując konieczność ogólnego się ich wyrzeczenia. Lecz Kamilla, nie słuchając słów brata, drżała z rozdrażnienia, wzburzona nawałem gorączkowych swych myśli. Oczy jej połyskiwały złowrogo, wreszcie przerwała wykładane przez brata teorye słowami:
— Czy wiesz, że mama jest znów tam... razem z nim!
Nie potrzebowała bliżej określać, bo często mówiła z bratem o rodzicach z jaknajwiększą swobodą i ze znajomością ich spraw pozadomowych.
— Tak... jest z nim... a wszystko pod pozorem przymierzenia sukni u Salmona!... Co za głupia historya! Łatwo się było domyśleć, że weszła jednemi drzwiami — by wyjść drugiemi... byle zdążyć na godzinę schadzki...
Hyacynt spokojnie spojrzał na siostrę i rzekł z politowaniem:
— Cóż to ciebie może obchodzić? Niechaj sobie naznacza schadzki z Gerardem...
Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/208
Ta strona została uwierzytelniona.