Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.

zagłębiony w przeszłości, sądził ją dzisiaj z bezwzględnym krytycyzmem. Ileż przebył walk z sobą, ile przecierpiał, z jaką naiwnością i chęcią odzyskania wiary dwukrotne robił próby w Lourdes i w Rzymie! Jakże dziecinnym był ten jego pomysł gonienia za pogodzeniem współczesnej wiedzy z wierzeniami roku tysiącznego! Zwłaszcza niedorzecznym wydał się sam sobie, wspomniawszy na gorączkowe swe zamiary wpływu na papieża. On, nieznany, prosty ksiądz francuzki, wyobraził sobie, że oświeci papieża, że wpłynie na niego, że przerobi go na świętego, zmieniającego wadliwy ustrój społeczny! Wstyd go ogarnął; jakże musiano w Rzymie drwić z nieograniczonej jego naiwności. Wtem na myśl projektowanej schyzmy, twarz Piotra oblała się rumieńcem jeszcze żywszego politowania. Zdawało mu się, że widzi siebie w Rzymie, marzącego o napisaniu książki, potępiającej katolicyzm, a nawoływującej ludy ku pierwotnej nauce Kościoła, ku Ewangelii oczyszczonej, ludzkiej i żyjącej. Co za śmieszne szaleństwo! Schyzma! Znał niegdyś w Paryżu księdza o wielkiem sercu i wielkim umyśle, który zamierzał dokonać owej sławnej schyzmy zapowiadanej i upragnionej. Ach nieszczęsny człowiek, cóż za smutną i bezpożyteczną rozpoczął misyę wśród ogólnej niewiary, odtrącany z lodowatą obojętnością przez jednych, wyśmiewany, szkalowany przez drugich! Gdyby Luter powrócił za dni naszych, dokonałby żywota gdzie na podda-